Home RegionOpolszczyzna Góry Opawskie – atrakcje i trasy po obu stronach granicy

Góry Opawskie – atrakcje i trasy po obu stronach granicy

by Podroże z Mamą i Tatą

Upał we Wrocławiu dawał nam się od dłuższego czasu we znaki. Szczególnie tragiczne były noce, gdy temperatura w mieszkaniu nie spadała poniżej 25 stopni Celsjusza i totalnie nie dawało się spać. Doskonała pogoda na camping nad rzeką czy inną wodą, z możliwością siedzenia w cieniu, ale beznadziejna w mieście. Szybko zatem spakowaliśmy namiot, materac, śpiwory i inne niezbędne utensylia i wyruszyliśmy w Góry Opawskie do Jarnołtówka w Dolinie Złotego Potoku. Więcej o jeżdżeniu pod namiot z dzieckiem piszemy tutaj >>>

IMG_4367

Złoty Potok jest zaskakująco czysty, można w nim brodzić i szukać raków.

Pierwszy camping, który obejrzeliśmy był pełen ludzi, aż się szpilki nie dało wcisnąć. Wszystko wskazywało na to, że impreza jest w toku i niekoniecznie skończy się w nocy. Uciekłam od upałów, aby nie móc spać, bo obok głośno gra muzyka do białego rana? To nie dla nas! Na szczęście w pobliżu znaleźliśmy camping Pod Lipami, gdzie było i dużo cienia, czysta rzeka pełna raków (no dobra znaleźliśmy dwa) i cisza.

Camping Pod Lipami znajduje się w miejscowości Pokrzywna 14A, (tel. 48 662 920 430). Znajdziecie go też na mapce na dole strony. Jest tutaj zaplecze sanitarne, miejsce na namiot pod drzewami i dostęp do elektryczności. Można też wykupić śniadanie u właścicielki campingu i domu Pod Lipami.

Szybko rozbiliśmy namiot i zajrzeliśmy do sąsiedniej kawiarni na mrożoną kawę, sernik i amerykańską lemoniadę. Z takim pomysłem na lemoniadę spotkałam się po raz pierwszy – jest zrobiona z soku z gazowaną wodą, plasterków pomarańczy, cytryny, kulek arbuza i listków mięty. Mniam!

IMG_4347.JPGGwarkowa Perć

Jedną z atrakcji wymienianą przez wszystkie przewodniki po okolicy jest Gwarkowa Perć. Postanowiliśmy sprawdzić o co tyle krzyku.

Droga na Gwarkową Perć zaczyna się przy parkingu w dolinie Bystrego Potoku na styku Jarnołtówka i Pokrzywnej. Można tutaj przyjechać autobusem z Prudnika lub Głuchołaz (autobus między Głuchołazami Jarnołtówkiem a Pokrzywną w weekend jest darmowy), przystanek jest zaraz obok parkingu.

Dolina Bystrego Potoku jest urocza, z mostkami prowadzącymi do każdego otoczonego zielenią domu. Po przejściu przez dużą polanę z kaplicą polową przechodzimy mostkiem nad potokiem i szeroką leśną drogą zmierzamy powoli pod górę. Po drodze mijamy tablicę informująca nas o tym, że do 1947 roku istniała tutaj skocznia narciarska. Można tu było skakać na około 40 metrów. Czas robi swoje i jej obecności trzeba się mocno domyśleć, ale jak przyjrzycie się stokowi Bukowej Góry, to widać tarasy dla widowni.

FullSizeRender.jpg

słynna drabinka

Niecałe 10 minut później dochodzimy do miejsca, gdzie niebieski szlak skręca na Gwarkową Perć. Jest to teren po dawnym kamieniołomie łupka stosowanego do pokrywania dachów. Łupka jest wszędzie pełno i można się na nim pośliznąć, gdyż tworzy cienkie płaty. Sam w sobie jest jednak ładny i oglądaliśmy go z zainteresowaniem. Szlak biegnie dnem wyrobiska, a otaczające nas ściany mają do 50 metrów wysokości. Po chwili dochodzimy do metalowej drabiny przymocowanej do wysokiej ściany. Schodków jest kilkadziesiąt i już jesteśmy na szczycie.

IMG_4356Na górze szlak jest pełny korzeni. Pośród nich przykuwa nasz wzrok czarno-żółta salamandra plamista, która jednak nie ma parcia na szkło i zdjęcie nam się udaje od tyłu. Jeżeli spotkacie tego płaza pamiętajcie, że śliczny żółty kolor służy ostrzeżeniu – Uwaga jestem jadowita! Jad ten nie jest dla ludzi bardzo szkodliwy, może podrażnić oczy, dlatego zdecydowanie nie bierzemy salamandry na ręce.

IMG_4362

Jeżeli tam jest wejście do piekła, to chyba dla myszy.

Piekiełko

Kolejnym ciekawym punktem wycieczki jest kolejna sztolnia – Piekiełko. Podobno zgodnie z legendą miało na jej dnie być wejście do piekła. Pomimo poszukiwań wejścia nie znalazłyśmy, ale istnieje opcja, że jest magiczne i otwiera się tylko o wyznaczonych porach lub dla bardziej wykwintnej klienteli.

Żółty szlak prowadzi nas do Jarnołtówka, gdzie robimy zakupy w jedynym w miejscowości sklepie. Zaraz przy rondzie znajdziecie też piekarnię, całkiem niezłą pizzernię z dużym wyborem makaronów i pizz oraz basen kryty w Hotelu Max.

W Jarnołtówku można podejść do zapory zbudowanej na początku XX wieku, aby zabezpieczyć mieszkańców przed efektami licznych powodzi. Ma ona 15 metrów wysokości i 50 wysokości.

Sama miejscowość jest zabudowana licznymi willami i budynkami wczasowymi. Część z nich trąci PRLem, chociaż miejscowość miała charakter wypoczynkowy również przed wojną. W okolicy znajduje się kilka grup skałek takich jak Karliki czy Karolinki, z tych ostatnich rozciąga się ładny widok na Jarnołtówek.

Zaginione Miasto Rosenau

Gdy przyjrzeliśmy się mapie Parku Krajobrazowego Gór Opawskich koło przełęczy pod Zamkową Górą znaleźliśmy Las Rosenau. Co to za specjalny las i dlaczego ma swoją nazwę? W dokumentach Las Rosenau występuje jako obiekt wieloletniego sporu. Pamiętając, że wiele okolicznych wzniesień było ogołoconych i pokrytych łąkami, gdzie pasano bydło, las był cenny, ale po co mu nazwa? Tyle źródła historyczne. Jest jeszcze legenda. Miało tutaj w średniowieczu stać miasto Rosenau. Nie było to małe miasto, ale wielkie, bogate, otoczone murami, z zamkiem na wzgórzu. Mieszkańcom powodziło się bardzo dobrze. Stawiali coraz większe domy i obnosili się swym luksusem. Pewnego dnia jednak nastąpiła straszna katastrofa, ziemia się rozstąpiła, a miasto zniknęło w czeluści wraz z mieszkańcami. Potem miejsce to porósł las. Wariantów legendy jest wiele. Mieszkańców miało pochłonąć za karę, gdyż byli pyszni i chwalili się swym bogactwem.

Po drugiej stronie wzgórza nad Leśnym Kąpieliskiem w Pokrzywnej kilka lat temu powstał Hotel Gorzelanny oraz Park Rozrywki i Edukacji Zaginione Miasto Rosenau, które nawiązuje do legendy.

IMG_4218

Park Nauki i Rozrywki Zaginione Miasto Rosenau

Po uiszczeniu odpowiedniej opłaty w kasie wchodzimy na teren Parku. Do wyboru jest tańszy bilet niebieski, który jest w sumie biletem wstępu na teren kąpieliska, basen i dmuchany zamek, oraz bilet czerwony uprawniający do skorzystania z większej ilości atrakcji. Jednak pomimo wykupienia biletu czerwonego część atrakcji – park linowy, tyrolka, samochodziki i balon, wymaga dodatkowych opłat. Na terenie parku znajdują się bary i restauracja, gdzie można zjeść obiad lub deser. Generalnie można tutaj zostawić sporo pieniędzy. My, pomimo że byłyśmy tylko we dwie, wydałyśmy w sumie ponad 100zł.

Zaraz przy wejściu, zgodnie z zamysłem twórców, powinnyśmy zobaczyć wykopaliska Miasta Rosenau, Kamiennego Wojownika, Potwora z Rosenau i Kamienny Krąg, przy tym przeczytać informacje zawarte na tabliczkach. I tutaj moja pierwsza wątpliwość – naprawdę osoby, które idą do parku rozrywki czytają tabliczki z górą informacji? Pomimo, że należymy do tych czytających tabliczki przegapiłyśmy, sorry!

Ponieważ z kąpieliska spuszczono częściowo wodę, potwór z Roseanu, a dokładnie jego głowa, leży na trawniku. Potwór padł. Nie jest to zbyt zachęcający początek. Wykopaliska też nie zapowiadają się zachęcająco. Gdyby to była chociaż jakaś uliczka z resztkami domów – wiecie takie lokalne Pompeje, ale nic w tym stylu – to tylko kilka murków otoczonych łańcuchem i szkielet . Z kamiennym kręgiem nie jest lepiej – kilka kamieni stojących w kręgu. Jeszcze wojownik się broni wielkością, ale ogólnie pierwsze wrażenie jest takie, że coś tutaj jest bardzo na siłę.

Może na karuzelę?

Nasz wzrok przykuwa duża karuzela łańcuchowa. Na takich jeździłam w latach 80tych, gdy przyjeżdżało na nasze blokowisko wesołe miasteczko. Przyznam, że skusiłyśmy się na przejazd (od 10 lat), ale zarówno ta karuzela jak i sąsiednia dla młodszych dzieci, wyglądały na pamiętające późny PRL.

Do kina 7D (czasami się zastanawiam, ile jeszcze D wymyślą ) trzeba było wystać w kolejce za grupką kolonistów. Ponieważ sens trwa kilka minut kolejka poruszała się żwawo i po jakiś 10 minutach zasiadłyśmy w wygodnych fotelach z okularami 3D na nosie. Film, który my widziałyśmy to podróż po animowanej fabryce czekolady trochę jak z „Charliego w Fabryce Czekolady”, z trzęsieniem, dmuchaniem nam w twarz z dmuchaw i pryskaniem wodą. Moja córka uwielbia te seanse, potrafi się wczuć w sytuację.

IMG_4220

produkcja wiru

Odkrywamy prawa fizyki

Kolejny na naszej trasie był park żywiołów, czyli kilkadziesiąt różnorodnych urządzeń, których wprawienie w ruch powodowało odkrywanie praw fizyki. Tutaj spędziłyśmy trochę czasu, chociaż z tego typu urządzeniami na powietrzu i w pod dachem spotkałyśmy się już w różnych centrach nauki. Dużą zaletą jest, że ta część jest w lesie i nie odczuwa się upału.

IMG_4225Zorbing niestety nie działał, za to córka zjechała kilka razy na snowtubingu. Stok jest niewielki, więc prędkość raczej symboliczna w sam raz dla młodszych dzieci.  Zaraz obok znajduje się wejście do Strasznej Sztolni, po której chodzimy z przewodnikiem. Nie będę Wam zdradzać kluczowych elementów, ale strachu nie ma. Jaskinia Dzikich Zwierząt jest miejscem, gdzie można wysłuchać fragmentu legendy o mieście Rosenau w towarzystwie skrzypienia „dzikich” zwierząt. Autentycznie, mechaniczny niedźwiedź pokryty futrem skrzypiał!

IMG_4226Ogród wody to ciekawe miejsce, gdzie dzieci mogą pobawić się wodą. Pompy, tamy, jazy, młyny wodne, łopatki, śruba Archimedesa wszystko jest do ich dyspozycji. Takie miejsce  zachęca do współpracy, bo czasami potrzeba wspólnie podziałać, aby wodę dostarczyć do niektórych miejsc. Moim zdaniem, to było najciekawsze miejsce w całym parku.

Na przeciwko ogrodu znajdują się trampoliny i leżaki w cieniu drzew. Z cienia jednak szybko wyciąga nas wielki dmuchany zamek. Rzeczywiście zamek jest ogromny. W środku jest kilkadziesiąt mniejszych dmuchańców do skakania i wspinania się. Niestety bardzo się nagrzewają i koło południa w upalny dzień trudno z nich skorzystać.

Baseny chwilowo w remoncie

Upalne dni natomiast przyciągają do korzystania z basenów. Akurat, gdy byliśmy w 2018 roku, część była w remoncie. Zastanawiałam się, co poczuli klienci obu hoteli, którzy przyjechali tutaj na wypoczynek, a za oknem zobaczyli częściowo spuszczoną wodę i koparkę. Musieli być zachwyceni….

Tak jak wspomniałam dodatkowo płatny jest park linowy. Są trzy trasy od niskiej dla dzieci od 3 roku życia, po wysoką na kilkunastu metrach. Córka jednak zdecydowała się na tyrolkę z przelotem nad tym co zostało z kąpieliska.

Zaraz koło Parku, ale poza jego obrębem, znajduje się łowisko pstrąga z mini zoo i ładnym placem zabaw. Jeżeli lubicie rybkę i frytki, to jest to miejsce, gdzie powinniście zajrzeć.

Nasza opinia: Pewnie już zauważyliście, że nie byłyśmy porażone.  Moim zdaniem jeżeli ktoś jest w tych okolicach i szuka atrakcji dla dzieci typu dmuchańce, park linowy czy ogród wodny i chce na to wydać pieniądze, to jest to dobry pomysł. Basen pewnie będzie za jakiś czas lepszy niż był, a woda w stawie wróci, co daje szansę potworowi. Zdecydowanie jednak nie zachęcałabym do specjalnego przyjazdu do samego Parku Rozrywki  Rosenau. Mi osobiście brakuje tutaj czegoś wyjątkowego, co wyróżniałoby go wśród innych parków rozrywki. Sam pomysł osnucia tematu parku wokół lokalnej legendy jest świetny, ale zdecydowanie niewykorzystany. Można by tutaj tak zaszaleć z wyobraźnią i stworzyć coś co przyciągnęłoby turystów z całej Polski. Przykładem jest przygodowy park rozrywki osnuty wobec wymyślonego ludu, który mieszka na drzewach i w tunelach, znajdujący się blisko polsko-niemieckiej granicy – Kulturinsel Einsiedel, jak nie byliście, to serdecznie polecam.

IMG_4246Głuchołazy

W okolicy Głuchołaz, albo jak kto woli Koziej Szyi (taka była nazwa niemiecka miasta) od XIII wieku eksploatowano złoto i to z niezłym skutkiem. W ciągu 250 lat wydobyty 2800 kilogramów złota, a największy samorodek miał prawie dwa kilogramy! Podobno działki górnicze podchodziły pod mury miasta. Niezła gorączka złota tutaj szalała!

Głuchołazy zaskoczyły nas również darmową komunikacją miejską! Oczywiście w tak małej miejscowości nie ma zbyt wielu linii, ale pomysł jest moim zdaniem świetny. W weekendy darmowa komunikacja jeździ również do Jarnołtówka i Pokrzywnej.

Spacerem po Głuchołazach

Nasz spacer zaczęłyśmy od najnowszej atrakcji, która znajdziecie na ulicy Lompy – jest to tężnia w modrzewiowej wieży widokowej. Podobno godzina wdychania aerozolu, to jak trzy dni kontaktu z morską bryzą.  Wieża jest wysoka i z jej szczytu można oglądać Głuchołazy oraz Parkową Górę. Zbudowano ją z myślą o kuracjuszach, ale wstęp mają na nią również turyści.

Niedaleko tężni znajduje się Park Zdrojowy. Nie jest on specjalnie duży, a jego najciekawszym elementem jest basen do moczenia nóg w lodowatej wodzie z górskiego potoku. Są też kamienne misy do moczenia rąk. Został kilka lat temu odnowiony i zdecydowanie warto się po nim przespacerować.

IMG_4243

Mostek Huśtany to najkrótsza droga do dzielnicy willowej Głuchołaz. Niektóre wille są bardzo ciekawe i jak macie czas to warto się tamtędy przespacerować.

Dalej spacer prowadzi nas wzdłuż rzeki Białej Głuchołaskiej do promenady, która wraz z trasami spacerowymi została stworzona tutaj jeszcze w XIX wieku przez Towarzystwo Promenadowe, które dzielnie działało, aby uatrakcyjnić turystom i kuracjuszom okolicę. Zaraz koło mostu kolejowego znajduje się kładka dla pieszych, która przyjemnie sprężynuje, stąd potoczna nazwa „Mostek Huśtany”. Dzieciom może się bardzo to huśtanie spodobać.

IMG_4244Przy promenadzie znajdziecie też źródełko Żegnalce, z którego na okrągło mieszkańcy leją do plastykowych butli wodę.  Niewielka grota, przez którą można przejść, jest pozostałością po górniczej przeszłości okolicy.

Górnicza przeszłość

Promenada szybko zmienia się w wąski chodnik a potem leśną ścieżkę, która zaprowadzi Was do pozostałości po wydobyciu złota. Na trasie są liczne tablice informujące, co oglądamy. Szczególnie wyraz hałda górnicza brzmi podejrzanie, a są to pagórki, które powstały przez setki lat przeszukiwania i przepłukiwania warstw złotonośnych. Kamienie, żwir i piasek, które nie zawierały nic cennego utworzyły wielometrowe hałdy. Podobno były jeszcze wyższe, ale wykorzystano je do zasypania nieużywanych sztolni.

W zakolu rzeki żółty szlak prowadzi przez tak zwane płuczki. Tutaj górnicy stworzyli sztuczne zakola, w których miały zbierać się większe drobinki piasku i złota. Te dzieła średniowiecznej techniki dziś są słabo widoczne i trzeba wiedzieć czego się szuka.

Dalej żółty szlak prowadzi na Przednią Kopę. Znajduje się tutaj dziwny budynek z basztą, która przypomina zamek. Była to przedwojenna restauracja z wieżą widokową, która przyciągała turystów. Niestety obecnie jest zamknięta, a byłaby ciekawą atrakcją. Ze szczytu do Głuchołaz można wrócić czerwony szlakiem., który wyprowadzi nas wprost na aleję Jana Pawła II.

Aleją dochodzimy do Rynku pod drodze mijając liczne restauracje i kawiarnie oraz skwer Orderu Uśmiechu.

Kojarzycie order z uśmiechniętym słońcem? Order Uśmiechu stworzyła dziewięciolatka z  Głuchołaz. Dziś sama jest Kawalerem Orderu Uśmiechu i członkiem kapituły tego orderu. Odznaczenie jest przyznawane osobom, których działalność szczególnie przysłużyła się dzieciom.

Głuchołazy w średniowieczu były na tyle bogate, że miały mury miejskie oraz dwie bramy. Zachowała się do dziś Wieża Bramy Górnej. Dobudowany w 1902 roku hełm jest trochę z innej bajki, ale co tam. Na szczyt można się wspiąć, ale przygotujcie się na ponad 100 stopni. W nagrodę za wysiłek można podziwiać widok na miasto i okolicę.

IMG_0919

IMG_0920

Rynek z ukwieconym placem

Rynek w Głuchołazach jest całkiem dobrze zachowany. Dwu-trzy piętrowe kamienice w większości wymagają remontu, ale nie ma tutaj socrealistycznych wstawek, które niszczyłyby otoczenie. Budynki powstały w XIX wieku po ostatnim wielkim pożarze, który pochłonął historyczną zabudowę.

Główny plac zamieniono w zielony skwer z licznymi nasadzeniami. Brakuje ratusza w centrum placu, jego funkcję pełni jedna z kamienic. Z drugiej strony zieleń jest znacznie lepszym pomysłem na upalne dni niż nagrzewająca się do nieprzytomności betonowa płyta.

Z Głuchołaz można dojechać przez cały tydzień pociągiem do Opavy, Krnova i Jesenika, zaś w weekendy do Nysy, Brzegu i Wrocławia.

IMG_4201

Świetny ratusz w Zlatych Horach w ciągu kamienic przy głównej drodze. W centrum zauważycie herb, którego głównym elementem jest oczywiście górnik. Znajdująca się powyżej tiara biskupia przypomina, że miasto te należało do biskupstwa nyskiego.

Zlate Hory

Sześć kilometrów od Głuchołaz po czeskiej stronie granicy znajdziecie kolejną miejscowość, której mieszkańcy przez setki lat trudnili się górnictwem złota. Zlate Hory nie mają rynku, ale znajdujące się wzdłuż głównej drogi kamienice prezentują się całkiem nieźle. Jest też sporo kawiarni i pubów, gdzie od rana widać klientelę.

W mieście jest trasa turystyczna, której przejście zajmuje około 1,5 godziny. Opisy na tablicach są po polsku i czesku, dzięki czemu można się wiele dowiedzieć o historii miejscowości.

Istnieje czarna karta w historii Zlatych Hor ( zwanych wtedy Cukmantl ). Otóż po zakończeniu wojny trzydziestoletniej miały tutaj i w cały księstwie nyskim miejsce procesy czarownic, w skutek których zgładzono setki osób, głównie kobiety. W XVII wieku Śląsk uchodził za region zamieszkany przez czarownice i złe siły. Inkwizytorzy, którzy dobrze się przy tym procederze obławiali byli bardzo skuteczni w znajdowaniu oblubienic szatana. Dość powiedzieć, że w niewielkich Zlatych Horach zgładzono 85 osób! Podobno kaci nie wyrabiali się z wykonywaniem egzekucji.

Zaskakujące jest to, że były one z różnych warstw społecznych. W Jeseniku zabito żony wszystkich radnych!  Wystawy na ten temat można oglądać w muzeach w Nysie, Jaseniku i Zlatych Horach.

W okolicy są ruiny dwóch zamków, które strzegły drogi. Nic dziwnego, złotonośny urobek był na pewno łakomym kąskiem dla rabusiów.

IMG_4190

Skansen Górnictwa Złota

Miejsce, gdzie możecie pracowicie poszukać drobinek złota w specjalnych misach to znajdujący się zaraz koło Zlatych Hor, Skansen Górnictwa Złota. Największym wyzwaniem było znalezienie miejsca na parkingu. Widać jednak, że jest powiększany, więc jest spora możliwość, że już w 2019 miejsca dla nikogo nie zabraknie.

Z parkingu krótki spacer prowadzi do polany, na której znajduje się kasa oraz replika średniowiecznej osady górniczej. Jest to kilka drewnianych budynków z dzwonnicą, dziedzińcem, częścią gospodarczą i mieszkalną. Nie jest to nic specjalnie ciekawego ani unikatowego. Najciekawsza jest ścieżka dydaktyczna, która prowadzi nas do słynnych Młynów Rudy Złota.

Dwa duże młyny są napędzane wodą ze średniowiecznego kanału. Za symboliczną opłatą można wejść z przewodnikiem do środka. Podczas oprowadzania (niestety po czesku) dowiadujemy się krok po kroku wyglądał proces pozyskiwania złota. Szczególnie zaciekawiła nas błyszcząca, jakby ktoś ją posypał brokatem, ruda. Młyny się kręcą napędzając wielkie ubijaki młyna stemporowego, który kruszy rudę w drobny miał. Teraz sztuka polega na wyciągnięciu z miału cennego kruszcu, a wyrzuceniu reszty. Każdy może wypróbować swych sił z misami. Zabawa przednia, chociaż na co dzień musiało być to zajecie męczące, chociażby tylko ze względu na pozycję w jakiej trzeba stać.

IMG_4195.JPG

Rejviz i Mechove Jezirko

W pobliżu Zlatych Hor znajduje się niewielka ulicówka – miejscowość Rejviz. Zachowała ona swoją tradycyjną zabudowę, a nowe domy tutaj budowane muszą być dopasowane do całości. Szczerze mówiąc uwielbiam takie miejsca. Współczesna zabudowa jednorodzinna jest może bardziej funkcjonalna, ale jednorodna w całym kraju. Natomiast tradycyjne budynki różnią się od siebie do tego stopnia, że łatwo stwierdzić z jakiego regionu pochodzą. Dzięki temu miejsca te są unikalne.

Rejviz było osadą szklarzy i drwali, a zatem ludzi raczej ubogich i prostych. Domy są zatem drewniane, zbudowane metodą zrębową. Cała miejscowość otoczona jest łąkami i lasami.

Z Rejviz godzinny spacer zaprowadzi nas nad Wielkie Mechove Jeziorko. Trasa jest częściowo leśną drogą, a częściowo po kładkach. Ostatni odcinek jest symbolicznie płatny. W sumie samo jeziorko to zwykły akwen wodny. Dookoła są torfowiska, które ma 6000 lat. Jeziorko powoli zarasta mchem.

W takich miejscach widać jak bardzo Czesi uwielbiają podróżować po swoim kraju. Wszędzie jest pełno rodzin z dziećmi, nastolatków i seniorów. Pomimo tego, ze nie jestem fanką tłumów bardzo doceniam taką wędrującą postawę.

IMG_4207

1 comment
0

You may also like

1 comment

Grażyna Arendt 2019-12-10 - 10:36 am

Ciekawie napisane, super się czyta. Dużo szczegółów. Wybieramy się tam za 2 tygodnie.

Reply

Chętnie się dowiem co sądzisz o tym wpisie. Dodaj swój komentarz!

Ta strona używa ciasteczek w celach statystycznych. Jako blog podróżniczy Podróże z Mamą i Tatą dbamy o ochronę danych naszych czytelników. Wasze dane nigdy nie będą narażone na umyślne niebezpieczeństwo. Nie są one sprzedawane ani przekazywane podmiotom trzecim. Polityka prywatności obowiązuje wszystkie osoby odwiedzające nasz serwis. Szczegóły poznasz w naszej polityce prywatności. Jeżeli nie wyrażasz zgody możesz zrezygnować. Zgadzam się Dowiedz się więcej

Polityka prywatności i ciasteczek
%d bloggers like this: