To był długi dzień i wróciliśmy do samochodu mocno zmęczeni, ale zadowoleni. Podczas naszej wycieczki widzieliśmy Żródła Łaby, wodospad Panczawski i bunkry. Dwadzieściapięć kilometrów i prawie 10 godzin na nogach ze wspaniałymi widokami, to wyprawa dla wprawionych w wędrówkach po górach. Dlatego polecamy tę trasę po kilkudniowej zaprawie na krótszych trasach. Rzucenie się na nią bez doświadczenia może skończyć się zmęczeniem i głęboką niechęcią – zwłaszcza u dzieci.
Co wziąć w góry?
Koniecznie weźcie dobre buty, kurtkę przeciwwiatrową, dużo wody i wałówkę. My bierzemy po dwie kanapki na człowieka, gotowane jajka, suszone owoce, jabłka, ciastka i gorzką czekoladę. Ta ostatnia jest ulubioną czekoladą całej rodziny i daje kopa w momentach kiedy opadamy z sił. W zimniejsze dni obowiązkowym punktem jest też dobry termos z gorącą herbatą. Na tej trasie znajdziecie tylko dwa schroniska – jedno po polskiej i jedno po czeskiej stronie. W słoneczny dzień obowiązkowe są krem z filtrem i czapka – my tym razem na tym froncie nawaliliśmy, a mocny wiatr nas wprowadził w błąd i skończyło się silną opalenizną. Także moi drodzy w górach, gdy słońce świeci i wiele mocny wiatr smarujemy się kremem z filtrem i nosimy czapkę!
Czyste góry, czyste szlaki!
Oczywiście wszystkie śmieci, z ogryzkami po jabłkach czy skórce po bananie włącznie, zabieramy ze sobą z gór. Daliśmy radę je wnieść to damy radę też znieść. Co więcej od niedawna zaczęliśmy brać ze sobą worek na śmieci i zbieramy porzucone przez innych turystów odpadki. Jest to dość przykre, że musimy coś takiego robić.
W drogę!
Po zaparkowaniu samochodu naszą wędrówkę rozpoczynamy przy drewnianym znaku „Śnieżne Kotły”. Tego typu znaki stoją w wielu atrakcyjnych miejscach Szklarskiej Poręby i odwołują się do tradycji stawiania drewnianych rzeźb w tych górach.
Zaraz koło Muzeum Mineralogicznego na ulicy Kilińskiego szlak żółty wchodzi w świerkowy las i prowadzi nas do schroniska pod Łabskim Szczytem. Trasa wiedzie cały czas w górę i zajmuje koło 1,5 godziny. Jeszcze na początku XX wieku był to zimą szlak saneczkowy, biegł od schroniska do Marysina (dzielnica Szklarskiej Poręby).

Uwaga pod nogi na karkonoskie granity!
Pierwsze pół godziny idziemy pod górę szerokim, leśnym duktem. Trasa jest prosta i doskonale nadaje się na rozgrzewkę. Wędrując szybko zwróciliśmy uwagę na różnorodne kamienie na naszym szlaku. Znajdziecie je nie tylko tutaj, gdyż karkonoski granit buduje fragmenty w Górach Izerskich, Grzbiet Śląski w Karkonoszach czy Rudaw Janowickich. Jest to bardzo ciekawa i dekoracyjna skała składająca się z wielu elementów. Ma duże białe i różowe skalenie, czarne biotyty, czasami też żyły kwarcu, dzięki czemu jest bardzo różnorodny. Nasza córka podczas wypraw bardzo często napełnia kieszenie różnymi skałami. Świetna pamiątka z drogi.

Naparstnice na szlaku
Zanim szlak zamieni się w znacznie bardziej stromą drogę z wielkimi kamulcami, po której leje się woda, naszą uwagę przykuwają wspaniałe łąki naparstnic. Ta piękna roślina była kiedyś stosowana przez zielarzy do leczenia problemów z sercem. Dziś zachwyca latem swoim urokiem. Pamiętajcie jednak, że jesteśmy w Karkonoskim Parku Narodowym i nie zbieramy tutaj roślin.
Teraz szlak zaczyna piąć się gwałtownie w górę i trzeba skakać po wielkich kamieniach. Dodatkową przeszkodą dość często jest lejąca się po kamieniach woda. Po piętnastu minutach wspinaczki dochodzimy do miejsca, gdzie szlak żółty spotyka się z zielonym. Dalej jednak podążamy szlakiem żółtym. Ten odcinek jeszcze nie obfituje w widoki, ale dość stromy zatem męczący.
Co robić gdy młodzież poddaje się na szlaku?
Po 40 minutach wspinania ogrania nas pierwsza fala zmęczenia, głównie córka zaczyna jęczeć i trzeba szybko sięgnąć po środki zaradcze. Poza intensywnym nawodnieniem oraz obietnicą kawałka gorzkiej czekolady w schronisku, bardzo dobrze sprawdza się u nas dzielnie trasy na mniejsze odcinki. To tak jak z każdym celem, łatwiej go osiągnąć, gdy podzielicie go na mniejsze. W górach, na szlaku ten podział jest trywialnie prosty – dochodzimy do tamtego drzewa, liczymy kroki do 100 (we wszystkich znanych językach ;-), sprawdzamy w krokomierzu ile przeszliśmy. O krokomierzu już kiedyś pisaliśmy. Kupiliśmy sobie ten gadżet rok temu i nadal świetnie działa (patrz tutaj>>>). Córka zajmuje się liczeniem kroków i kilometrów, a dystans jakoś sam ucieka.
Kukułcze Skały
Po krótkim czasie pojawia się pierwsza nagroda – postój na drewnianym mostku. Kolejna jest tuż za rogiem (no dobra trochę większym rogiem) fantastyczne kształty grupy skalnej – Kukułcze Skały. Znajdziecie tutaj ławki, tablice informacyjne oraz piękne widoki na Szrenicę i Kocioł Szrenicki.
Tego typu form skalnych wypatrzycie podczas wędrówki więcej – Świnki Trzy czy Twarożnik. Swoje kształty zawdzięczają między innymi wietrzeniu mechanicznemu – woda, która zbiera się w szczelina zamarza i rozsadza skały. Tak samo jak rozsadza butelkę pełną wody wsadzoną do zamrażalnika. Trzeba przyznać, że niesamowitą siłę ma ten lód!
Schronisko pod Łabskim Szczytem
Dotarliśmy do Schroniska pod Łabskim Szczytem. Ufff to nasz pierwszy dłuższy postój. Ludzi jest jeszcze niewiele i można spokojnie znaleźć wolny stolik. Zamawiamy herbatę i dolewamy wodę do butelek z filtrem.
Czy wiecie, że w tym miejscu już w XVII wieku była strażnica graniczna, która potem pełniła rolę budy myśliwskiej, pasterskiej a ostatecznie schroniska? W pobliżu schroniska znajduje się duża połać szczawiu alpejskiego, którego nasiona sprawdzili tutaj drwale z Alp, aby wzbogacić pasze dla bydła. Bydła już tutaj nie ma, ale szczaw się zadomowił.

Sosna górska zwana kosodrzewiną

Widok na Szrenicę i Schronisko Pod Łabskim Szczytem
Przed nami ostatnie podejście żółtym szlakiem na Śnieżne Kotły zboczem Łabskiego Szczytu. Na szczęście grzbiet widać gołym okiem, tym łatwiej się idzie. Po drodze przyglądamy się jak zmieniła się przyroda. Gdy zaczynaliśmy trasę wędrowaliśmy w lesie świerkowym, im byliśmy wyżej tym rośliny były niższe, aż ponad schroniskiem widać tylko karłowate, pojedyncze świerki, trawy i kosodrzewinę, czyli rośliny typowe dla piętra kosówki. Sosna górska inaczej zwana kosodrzewiną tworzy tutaj niskie kępki, które chronią teren przed erozją. Gdy się jej przyjrzycie w czerwcu to zauważycie małe fioletowe szyszeczki – to kwiatostan żeński.

Podobno jest pomysł, aby znów było tutaj schronisko.
Budynek, który stoi nad krawędzią Śnieżnych Kotłów był pierwszym w Karkonoszach schroniskiem. Dziś jest to radiowo-telewizyjna stacja przekaźnikowa.
Same Śnieżne Kotły są dwa – mały i wielki i są kotłami polodowcowymi. To, że są dwa najlepiej widać z oddali. Wyglądają jak dwa wielkie odciski pośladków jakiegoś olbrzyma.
Znajduje się w nich rezerwat ścisły z rzadkimi roślinami. Miedzy innymi jest tutaj jedyne w Europie Środkowej stanowisko skalnicy śnieżnej.
Jeżeli chcecie się udać do rezerwatu to trzeba zejść szlakiem niebieskim, a potem odbić zielonym. Jest to bardzo ciekawy szlak pełny ogromnych skał, po których świetnie się skacze. My jednak poszliśmy dalej żółtym szlakiem na czeską stronę do schroniska Labska Bouda.
Labska Bouda
Nie wiem kto wpadł na pomysł wybudowania takiego koszmarku jakim jest schronisko Labska Bouda. Wydarzyło się to w radosnych latach 70tych, kiedy władze komunistyczne Czechosłowacji jakoś nie wpadły na pomysł, że budynek ten będzie skazą na krajobrazie. W zasadzie najlepszą metodą, aby go nie widzieć jest… zanocować w nim. Co jest możliwe, gdyż działa tutaj hotel i restauracja. Mimo koszmarnej bryły warto tutaj zajść u się posilić, czy skorzystać z toalety. Na dolanie wody do butli z filtrem się nie skusiliśmy – była żółtawa.
Spotkaliśmy tutaj sporo rodzin z dziećmi i wózkami, gdyż od czeskiej strony można dojść asfaltem.
Podobno w XIX wieku na Łabskiej Łące pewna przedsiębiorcza kobieta sprzedawała tutaj turystom zmierzającym do źródeł Łaby sery i mleko, potem zbudowano górskie schronisko, które spłonęło w latach 60tych XX wieku.
Wodospad Panczawy
Szlak czerwony od schroniska prowadzi przy krawędzi Łabskiego Dołu. Widoki stąd są bardzo ciekawe, głównie dlatego, że nie jesteśmy przyzwyczajeni do tego, aby Karkonosze tak wyglądały – gdzie się nie obejrzysz widać góry. Zaś dolina wije się mała strużka Łaby, do której wpadają kolejne rzeczki w tym Panaczawa. Po 25 minutach marszu po płaskim docieramy do Wodospadu Panczawy, która gwałtownie zlewa się po ogromnych skalnych ścianach w dół. Od góry tego nie widać, ale jest najwyższym wodospadem Karkonoszy – jego wysokość wynosi 148 metrów, a suma wszystkich kaskad dochodzi do 250 metrów.
Bunkier, czyli lekki obiekt zwany ropik
Co robią bunkry w górach? Obecnie są otwarte, można na nie wejść oraz o nich poczytać. W latach 30stych XX wieku powstały tutaj jako część linii umocnień, które miały chronić Czechosłowację przed III Rzeszą. Do 1938 udało się zbudować 245 ciężkich schronów tradytorowych. Były też wielopoziomowe twierdze, które można zwiedzać w Górach Orlickich. Bunkry nigdy nie zostały wykorzystane, a ich możliwości bojowe nie były sprawdzone. Nie da się jednak ukryć, że stacjonujący tutaj żołnierze mieli spartańskie warunki, ale fantastyczne widoki.
Źródła Łaby
Po zwiedzeniu bunkrów żółtym szlakiem kierujemy się znów w kierunku grzbietu Karkonoszy i polsko-czeskiej granicy. Po drodze dochodzimy do źródeł rzeki Łaby. Samo źródło jest symbolicznie zaznaczone rodzajem betonowej cembrowiny, na ścianie postała też instalacja z herbów miast, przez które przepływa rzeka. Prawdziwe źródło jest na terenie Łabskiej Łąki i ze względu na ochronę przyrody nie można tam wchodzić.
Łaba liczy sobie 1100 kilometrów i po przepłynięciu Czech i Niemiec wpada do Morza północnego. Można obserwować jej bieg w Dreznie czy Szwajcarii Saksońskiej, ale tam to zupełnie inna rzeka – szeroka, spławna i leniwa.
Warto z dziećmi w tym miejscu obejrzeć herby. Może niektóre miejsca już znacie, ale w nich byliście. Przyjrzeć się jaka jest rzeka w początkach swojego istnienia. To, że zlewają się do niej wody z okolicy widać nad Łabskim Dołem i przy Panczawskim Wodospadzie.
Ze źródeł Łaby szybko dochodzimy do czerwonego szlaku i po minięciu Twarożnika dochodzimy do Mokrej Ścieżki. Nazwa ta jest jak najbardziej uzasadniona, cała droga jest podmokła i dlatego przebiega po licznych drewnianych kładkach. Szczerze mówiąc to jedna z moich ulubionych ścieżek w Karkonoszach, ponieważ trasa wiedzie po zboczu, idzie się komfortowo i można cały czas podziwiać wspaniałe widoki.
Szlakiem docieramy do schroniska pod Łabskim Szczytem i żółtym szlakiem do Szklarskiej Poręby.
Więcej o zwiedzaniu Szklarskiej Poręby i jej okolic z dzieckiem przeczytasz tutaj>>>
2 komentarze
Czy trudno wejść zimą z Jagniątkowa do Wielkiego szyszaka, chcę wejsc z dziećmi ( zaprawione w marszach) i ewentualnie przenocować w schronisku ,, odrodzenie,,.Co pani na to?
Dzień dobry. Oczywiście własne dzieci i ich możliwości zna Pan najlepiej. Jest to trudny szlak – 3 godziny wchodzenia cały czas pod górę – ponad 800 metrów. Koniecznie się upewnijcie jakie są warunki i czy szlak jest przetarty, bo bywa, że nie jest i cała droga to kopny śnieg i co gorsza lód. O aktualnym stanie szlaku powiedzą Panu członkowie grupy na FB „Sudety z plecakiem”. Nie zdziwiłabym się gdyby nie był przetarty, bo to nie jest często uczęszczany szlak. Sama bym nie próbowała zimą. Pozdrawiam