Z morzem Wattowym kojarzą mi się trzy rzeczy: błoto, wiatr i …owce. Nie brzmi to zbyt atrakcyjnie. Zacznijmy jednak od początku. Watty to rozległe tereny, które odsłaniają się podczas odpływu. Nie da się ukryć, że to co odsłaniają to brązowo-zielone, lepkie błoto. Znaleźć w nim można rozliczne żyjątka – małże, kraby, wodne robaki, ślimaki i wiele innych stworzeń, o których istnieniu pod stopami brodząc w wodzie nigdy nie pomyśleliście. Podczas odpływu możecie nie tylko o nich pomyśleć, ale je też zobaczyć! Super!
Jest jeszcze lepiej, gdyż po rozległych, wielokilometrowych błotnistych terenach można sobie pospacerować! Jest to ciekawe doznanie dla wszystkich, którzy gustują w mazi między palcami.
Nie będziemy osamotnieni. Wraz z nami krabów i innych skorupiaków poszukuje cała armia ptaków brodzących. Jest jednak ważna uwaga. Co ma wisieć nie utonie, a raczej co ma być zalane, wodą zalane zostanie. Woda na Wattach szybko się podnosi i w ciągu sześciu godzin poziom wody przechodzi od maksymalnego do minimalnego. Dlatego na spacer należy się wybrać najlepiej na dwie godziny przed najniższym stanem wody i pilnować czasu. Można dojść samemu lub z przewodnikiem całkiem daleko, gdyż wiele wysp po odpływie nagle jest dostępne całkiem suchą, pardon, solidnie ubłoconą stopą.
No to odlatujemy!
Wiatr jest nieodłącznym elementem tutejszego krajobrazu. W zasadzie powinno się go butelkować jako pierwszorzędny produkt eksportowy. Nie da się ukryć, że mieszkańcy wykorzystują wiatr w bardzo sensowny sposób – na niezliczonych farmach wiatrowych produkują energię elektryczną.
Owce, owce wszędzie owce
Kolejnym stałym elementem okolicznego krajobrazu są tysiące owiec. Działają jako niestrudzone kosiarki, utrzymując okoliczną trawę świetnie wykoszoną i zarazem nawożoną. W niektórych miejscach trasy spacerowe prowadzą po pastwiskach, gdzie te sympatyczne zwierzaki mamy na wyciągnięcie ręki. Pamiętajcie tylko dobrze zamknąć bramkę, aby ich nie wypuścić.

Odpływ – wszędzie pełno błota
Jak tutaj trafić?
Gdzie można zobaczyć takie cuda? Watty występują na brzegu Morza Północnego. My wybraliśmy się do niemieckiej miejscowości Husum. Jednak jadąc wzdłuż wybrzeża przy wyspach półocno-fryzyjskich, w wielu miejscach, zaobserwowaliśmy parkingi z tablicami informacyjnymi i ścieżką na plażę. Oczywiście można zapomnieć o piaszczystej plaży. Jest to raczej asfaltowa droga zakończona pomostem.

Spacer po Husum
Zanim ruszycie nad morze warto godzinkę spędzić na spacerze po niewielkim miasteczku Husum. Znajdziecie tutaj ładny rynek, otoczony odnowionymi domami. Liczne restauracje, bary i kawiarnie. Kilka wąskich uliczek, z małymi uroczymi domkami. Port, w którym przez kilka godzin na dobę jachty i statki stoją w błocie oraz Muzeum Podróży Morskich (Schiffahrtsmuseum Nordfriesland Husum). Znajdziecie tutaj bogaty zbiór łodzi od prymitywnych łódek ze skóry po modele nowoczesnych zbiornikowców i tankowców. Ciekawą kolekcję modeli latarni, boje, kotwice, instrumenty nawigacyjne, mapy oraz wiele innych eksponatów związanych z historią podróży morskich. Ceny wstępu są przystępne. Opisy po niemiecku.
Plaża (Badestrand) jest w pewnej odległości od Husum dlatego najlepiej podjechać tutaj samochodem i zaparkować na bezpłatnym parkingu (czynny od 10 do 22). Parking jest koło Hotelu NordSee.
Przy parkingu znajdziecie wiatę z informacjami o geografii i faunie Morza Wattowego (po niemiecku).

Kilka godzin później ten sam pomost otoczony wodą.
Zaraz po wspięciu się na szczyt schodów w oddali widać morze lub błoto (zależnie od pory, o której przyszliście). Długa asfaltowa droga prowadzi nas na plażę, gdzie znajduje się kawiarnia i ładny plac zabaw oraz niezliczona ilość koszy plażowych. Niestety wynajęcie koszy jest płatne (7 Euro za dzień). W kilku miejscach przy schodach prowadzących do wody są prysznice, gdzie można po błotnistym spacerze opłukać nogi (warto wziąć ręcznik). Oczywiście woda nie pojawia się i nie znika w mgnieniu oka, zatem obserwacja zmiany poziomu wody wymaga od nas czasu. Już po godzinie zaczyna być widać różnicę.
Warto chociaż na jeden dzień przyjechać nad morze Wattowe. Takiej masy błota nad Bałtykiem się nie uświadczy 🙂